Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X

7.31.2015

Od Falcona

- Ej, Falcon, znalazłem nagranie z czternastego!- odezwał się Rix. Wolno odwróciłem łeb w jego stronę.
- Ale czternastego dnia?- spytałem, marszcząc pysk.
- Nie, mądralo, dwutysięcznego czternastego. Eurowizja, czy coś...- odpowiedział. Wpadł do pomieszczenia, z płytką w zębach. Dumnie położył ją przed siebie i uśmiechnął się lekko.
Nasza baza wypadowa znajdowała się w starym budynku. Nie był tak bardzo obskurny, jak reszta w tych czasach. Bardziej taki... Zadbanym się wydawał. W środku, na drugim piętrze znaleźliśmy trupa, pokrytego cienką warstwą skóry oraz kurzu. Tam też samiec znalazł to nagranie. Na jego szczęście (na moje nie, jak zwykle), znajdował się tam również komputer.
Och, zapomniałem przedstawić mojego kompana. Rix, skrót od Rixel. Skrzydlaty basior, skrzyżowany z lisem. Hyhy, to taka hybryda trochę, niczym ja. Jego sierść była koloru rubinowego, z czasem stała się ciemniejsza. Zawsze zadziwiała mnie jego moc: Tkanie krwi. Potrafił tym zabić każdego, kto mu przeszkodził. Jednak wilk ten posiada łagodne usposobienie, więc tylko w ostateczności używa Tkania.
- Ech... Dobra, puszczaj.- mruknąłem, zakrywając uszy łapą. Rixel włożył płytkę do komputera. Miałem cichą, złudną nadzieję, że nie odpali.
Odpalił.

Dlaczego wszystko próbuje mnie wykończyć w tych czasach!? Teraz nawet koty są niebezpieczne!
- Cholera, ścina się...- zauważył Rixel. Odetchnąłem z ulgą. Jednak po chwili usłyszałem, że wideo powoli, z mozołem wraca do żywych. Pomagier wlepił ślepia w monitor. Ja, z przymkniętymi oczami, słuchałem dziwnej muzyki z tego "czegoś".


- L-ludzie w tamtych czasach byli dziwni.- wyjąkał bardzo zdziwiony (choć nie tak jak ja) Rixel. Z wrażenia aż mi szczęka opadła.
- Obawiam się, że ten wirus jest groźniejszy od tego, który teraz panuje.- burknąłem, odchodząc od monitora. Rix nie mógł wyłączyć komputera. A jaka jest najprostsza metoda wyłączenia jakiegoś sprzętu? Porządny kopniak! To też Rixel zrobił, przez co pokaleczył sobie prawą łapę. Stanąłem w miejscu, czekając, aż przykuśtyka do mnie. Kilka chwil później znalazł się tuż przy mnie. Zeszliśmy na dół po resztkach schodów.
- Nic Ci nie jest?- spytałem z przekąsem. Basior przewrócił tylko oczami, by okazać swą irytację.
- Oke, skoro nic tutaj nie ma, możemy chyba iść, co nie?- powiedział, przerywając milczenie.
- Jak fiolek nie ma, to można spadać.- odpowiedziałem, kierując swój wzrok na wyjście. Z daleka było słuchać dziwne dźwięki, lecz nie przejąłem się tym. Myślałem, że to przez tą piosenkę, czy coś tam... Rixel co chwila ruszał uszami, najwidoczniej nie miałem urojeń.
- F-Falcon... Tu... Tu coś jest!- syknął, rozglądając się dookoła. W gruzach widać było wyraźnie, że ktoś , lub coś, czołga się po ziemi.
- Falcon!? Chodźmy stąd, proszę!- biadolił, łapiąc mnie za ogon.- Falcon!
Nie słuchałem go. Byłem wpatrzony w ciemną postać. Bulgotała, niczym war kapusty.
- Nie wyjdę stąd, póki nie zobaczę, co to.- warknąłem, idąc w kierunku obcego.
Rix próbował mnie zatrzymać, ale ja go tylko odpychałem. Byłem zbyt ciekaw... To przyniosło mi zgubę.
Czarne coś z sykiem ominęło mnie i rzuciło się na Rixela.
- Rixel!- wrzasnąłem, widząc, że nie może się obronić. To "coś", sparaliżowało go.- Użyj Tkania!- dodałem, biegnąc mu z pomocą. Zrzuciłem z niego to wstrętne monstrum. Wylądowało na podłodze, oświetlone promieniami słońca. Wokół niego unosiły się tumany kurzu.
Stwór nie miał kształtu. Był po prostu kupą czarnej mazi. Wszędzie miał gałki oczne, gapiące się na mnie. Z obrzydzeniem, pokazałem kły. Z ogona wystawały mi kolce, tak jak i z boków oraz pleców. Czarny potwór wlepił swój wzrok w Rixela, po czym skupił uwagę na mnie. Zrobiłem jeden krok na przód. On do tyłu. Kiedy chciałem wykonać drugi, wpełznął na sufit. Nie mogłem go zlokalizować.
- Falcon...- zastrzygłem uszami. To Rix. Odwróciłem się i zobaczyłem, że czarna maź pochłania go. Z gardła wydobył się cichy warkot. Nie. Nie zabierze mi ponownie tego, co jeszcze normalne. Nie podaruję nikomu.
- Fal... Przepraszam...- wydukał, plując tym czarnym stworzeniem. Wdarł mu się do wnętrza. Nie, Rixel, nie! Sparaliżowało mnie zdziwienie, nie mogłem poruszyć nawet czubkiem ogona.
- Wiesz, zawsze wiedziałem, że lubiłeś moją siostrę. Khemh...!- kaszlnął z szyderczym uśmiechem na pysku. Dlaczego on zawsze musiał nawet w najgorszej sytuacji się śmiać?
Futro Rixela pociemniało. Kiedy maź zbliżała się do jego oczu, zrobiły się czerwone.
Czy... On chciał to zrobić?
- Nie możesz...- mruknąłem, idąc powoli w jego stronę.
- Nie... Nie mogę.- uśmiechnął się. Mój pysk mimowolnie otworzył się.- Wiesz, że one zarażają przez dotyk, nie pomógłbyś mi i tak...- dodał jeszcze. Z wrzaskiem skoczyłem na Rixela i stwora. Byłem zaledwie dwadzieścia centymetrów od niego. Kiedy on... Kiedy światło nagle pojawiło się znikąd. Rixel... Rixel zmienił się w popiół. Światło... Wraz z pojawieniem się światła, stwór wyparował z syczeniem, jakby się smażył. W uszach piszczało mi coś.
W miejscu, gdzie leżał Rix oraz potwór pozostało czerwone pióro i jego gogle.
Byłem tam... Byłem. Dlaczego mu nie pomogłem? Dlaczego stałem, i się gapiłem?
Dlaczego... Nie uciekliśmy?
- Rix, ty gamoniu... I kto teraz będzie mnie wkurzał?- spytałem sam siebie. Oczy stawały się wilgotne. Czemu wszystko, co lubię i kocham musi ginąć? Znałem tego młodego od urodzenia. Znalazłem go podczas eskapady. Leżał sam, wył. Obok niego leżały pozostałości jego matki.
Żył tylko trzy lata. Tylko. To za mało.
- Pomszczę Cię, idioto.- Ruszyłem nosem gogle i obwąchałem je. Jak nakazuje stara zasada, przy ciele towarzysza noc jedną w milczeniu trzeba stróżować. Tak też zrobię, bo co innego mi pozostało? Legnąłem w miejscu, gdzie wcześniej spoczywał Rix. Położyłem łeb między łapy. Zamknąłem oczy i czekałem, aż zbudzę się z tego okropnego snu. Ile bliskich przyjdzie mi jeszcze stracić?

Ktoś? Coś?

Naveda!

Powitajmy Navedę, nową w szeregach!